Artykuł pochodzi ze strony: http://mam-cialo.pl/
O tym, jak odcinamy się od ciała, jak przestajemy czuć, o
podkulonych ogonach i nie takich brzuszkach rozmawiam z fizjoterapeutką,
propagatorką bioenergetyki Lowena, MARZENĄ BARSZCZ*.
Patrzę na znajomą trzylatkę. Kiedy jest smutna, to widać na
pierwszy rzut oka: pochylona sylwetka, buzia w podkówkę. Całe jej ciało
pokazuje smutek. Jak u aktorki w niemym filmie. Kiedy patrzę na jej mamę, która
jest smutna, muszę się mocno zastanawiać, jakaż to emocja właśnie rządzi jej
ciałem. Tylko oczy zdradzają czy to smutek czy może radość. Reszta jest równie
martwa. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego z czasem nasze ciała zastygają?
Marzena Barszcz: Jesteśmy ciałem. Żyjemy przez ciało,
czujemy przez ciało. Z ciała czerpiemy wszystkie przyjemne i nieprzyjemne
bodźce. Jeśli przyjemne, to wspaniale. Jeśli nieprzyjemne, to dla niemowlęcia
czy małego dziecka, są one niesłychanie mocne i bywają nie do zniesienia. Mówi
się, że są nie do przeżycia.
Jakie bodźce są dla niemowlęcia nie do przeżycia?
Przez pierwsze miesiące życia dziecko nie rozróżnia, że - ja
- to coś innego niż moja mama. Ja i
mama przeżywane jest jako jedno. Więc jeśli zdarza się tak, że matka jest nie
dość dostępna dla dziecka, nie dość dostrojona do jego potrzeb, a czasem wręcz
wycofana i nieobecna w kontakcie z nim, dziecko odczuwa to jako opuszczenie.
Mały człowiek te wszystkie emocje przeżywa całym sobą, lecz ich skala jest zbyt
wielka.
Co dzieje się z dzieckiem w takiej sytuacji?
Natura wyposażyła nas w możliwość reagowania. Dziecko
płacze, jeszcze raz płacze, zaczyna
krzyczeć. Potem jeśli nikt nie odpowiada, poddaje się i zrezygnowane
zasypia ze zmęczenia. Rano budzi się z nową nadzieją na to, że tym razem ktoś
odpowie na jego potrzeby. Jeśli sytuacja powtórzy się kolejnego dnia, dziecko
będzie płakać krócej, szybciej się zmęczy, szybciej utraci nadzieję, że jest
ktoś dla mnie. Rozpacz zamieni się w chroniczne napięcie, które pozwoli
przeżyć, bo dla dziecka taki rodzaj doświadczenia jest porównywalny z
umieraniem. Dziecko musi zamrozić ciało, by przetrwać. Inaczej poziom doznań
byłby nie do zniesienia i wprost przekładał się na śmierć. Pierwszą reakcją
jest ograniczenie oddechu, a tym samym ograniczenie energii życiowej. To chroni
dziecko przed czuciem w pełni. Mniej żywe ciało, mniej bolesnych uczuć, ale za
tym idzie też mniejszy dostęp do przyjemności i energii życiowej.
Mam gęsią skórkę. Przypominam sobie te wszystkie
podręcznikowe porady, w stylu zostawić dziecko, żeby płakało, wykształcą mu się
dobre płuca albo to nic, że płacze, krzyczy, a nawet wymiotuje, chce tylko
zwrócić na siebie uwagę. Nie daj się małemu tyranowi. Pamiętaj kto tu rządzi’
No, powiem Ci, że słabo mi się robi.
Dziecko to człowiek całkowicie od nas zależny i nasza reakcja
na jego płacz niesie za sobą daleko idące skutki, z których nie do końca
zdajemy sobie sprawę - fundamentalne, rzekłabym. Musimy sobie zdawać sprawę, że
to co wprojektowujemy w dziecko (mały tyran, manipulant, dziecko musi czuć kto
rządzi) jest w większości powtarzaniem naszego dziecięcego doświadczenia,
naszych lęków i deficytów. Dlatego tak ważna jest wiedza i korzystanie z niej.
Jeszcze dwadzieścia lat temu odbywały się konkursy, które
dziecko szybciej zacznie używać nocniczka. Dziś wiadomo, że zwieracze są gotowe
do działania dopiero po drugim roku życia. A to, że dziecko jest wstanie
zapanować nad wydalaniem wcześniej, wynika tylko i wyłącznie ze skontrolowania
mięśni, które nie są za to odpowiedzialne! Bywa więc, że chodzimy z napiętą
pupą już od pierwszego roku życia!
Może jakimś usprawiedliwieniem dla rodziców może być poziom
świadomości. Ja dziś wiem, co dzieje się z moim dzieckiem, kiedy nie reaguję na
jego płacz. A moja matka miała do dyspozycji porady o wypłakaniu się do oporu,
przymusowym karmieniu co trzy godziny i obowiązkowym odstawieniu od piersi po
kwartale. Zamiast podążania za dzieckiem, wszystko zgodnie z planem.
Tak po prostu już jest, że przez pierwszy rok życia matka
jest całym światem dziecka. I dopiero wtedy matka będzie mogła dobrze troszczyć
się i przyjmować swoje dziecko, kiedy znajdzie się w otoczeniu, które będzie
troszczyć się i przyjmować ją. Mam w głowie obrazek matki, która trzyma w
ramionach dziecko. Ale za nią stoi także ktoś i otacza ją ramionami. I jeśli
taki obrazek się ziści, to potem w życiu dorosłym ja mogę przyjąć ciebie, a ty
mnie. Jednak by to zadziałało w dorosłym życiu, na początku ktoś musi przyjąć w
całości dziecko nie oczekując, że dziecko odpowie tym samym.
Czyli sztafeta pokoleń trwa. Jeśli zrozumiemy, że bierzemy w
niej udział, być może będzie nam, jako dzieciom i dorosłym, łatwiej?
Rozumienie tego jest wtórne. Pierwszym poziomem leczenia
jest poczucie i przyjęcie, że to mogło mieć miejsce.
Pozwolenie sobie na odczucie tego wszystkiego, czego doświadczyliśmy
jako dzieci w chwilach nie do przeżycia jest nawet dziś dla dorosłego niezwykle
bolesne.
Oczywiście. Dlatego jako dzieci broniliśmy się przed tym jak
mogliśmy. Pierwsze mechanizmy obronne z poziomu ciała to odcięcie i zamrożenie.
Jedno z pierwszych odcięć następuje na granicy przejścia szyjno-głowowego i
reszty ciała. Zamieszkujemy w głowie, bo myślenie jesteśmy w stanie
kontrolować. A przecież czujemy tym, co mamy poniżej szyi: trzewiami, klatką
piersiową, biodrami, tym odbieramy świat. I kiedy nie jesteśmy w stanie
pomieścić w sobie tego, co odbieramy od świata, zamrażamy to. Dla miesięcznego
dziecka jest to śmierć na jakimś poziomie. Nawet ciężko mi sobie wyobrazić co
taka istotka musi wygenerować, żeby przestać czuć.
Najczęściej jest to chorowanie – zapalenia płuc, oskrzeli,
uszu. Mówiąc językiem energetycznym – dziecko opuszcza ciało. To ciało, które
przynosi tyle cierpienia nie jest dobrym miejscem dla mojej duszy. A mówiąc
językiem psychologii nie jest dobrym miejscem dla mojego self. Więc wychodzę. I
zawsze w dorosłym życiu, kiedy dopadnie mnie stres, będę używać tego sposobu –
nie będzie mnie w moim ciele. Będę zamierać, spłycę oddech, opuszczę siebie.
Życie wyłącznie w głowie jest bardziej bezpieczne.
Z punktu poziomu nieczucia bólu. Jeśli środki takie jak
płacz, krzyk i sięganie są nieskuteczne, więc bezpieczniejsze jest przestać
sięgać, przestać czuć. Przestać być w ciele. Ty na pewno też spotykasz na stole
różne rodzaje odcięcia i zmrożenia ciała. Często jest tak, że ciało jest, leży
na stole, osoba nie usztywnia się, oddaje ciało, ale mamy wrażenie, jakby tam
nikogo nie było.
Ostatnio poprosiłam, żeby klientka podczas masażu położyła
dłoń na swoim brzuchu. Powiedziała potem, że miała wrażenie jakby dotykała
kogoś obcego, nie czuła, że to jej własne ciało.
Modelowy przykład tego, o czym rozmawiamy. I założę się, że
jest świadoma, rozumie co się z nią dzieje i na pierwszy rzut oka niczego jej
nie brakuje. Poza tym, że nie ma jej we własnym ciele.
Jak jeszcze może nastąpić odcięcie od ciała?
Kolejnym ważnym punktem jest etap oralności, czyli
karmienia. Kiedy dziecko nie będzie dostawać tego, czego potrzebuje, przestanie
potrzebować. Może wiedzieć, czego ma potrzebować, ale będzie trudno mu to
poczuć.
Czyli wiem, ale nie czuję.
Tak, bo potrzebowanie jest niebezpieczne, bo i tak nie
dostanę. Tutaj wszystkie symptomy
czucia mogą zostać zmrożone - od rumieńców po motyle w brzuchu.
Niezależnie od tego czy jest mi dobrze czy źle, nie poczuję żadnej reakcji. W
zasadzie to jest mi obojętne. Dlaczego? Bo i tak nie dostanę. To bardziej
zorganizowany sposób na to, jak się odciąć od ciała. Jak nie potrzebować. Nie
potrzebuję dotyku, nie potrzebuje seksu, nie potrzebuję krzyczeć. To nie ma
znaczenia. To i tak nic nie zmieni. Tym razem to nie wyjście z ciała jest
sposobem, ale zatrzymanie czucia. Coś czuję, ale nie biorę tego pod uwagę, bo
jest to groźne lub/i nic nie zmieni.
Z moich doświadczeń wynika, że odcięcie może dotyczyć
różnych części ciała. U kobiet miejsce numer jeden to miednica. Paradoksalnie.
Miejsce, które daje życie jest często martwe.
Napięcie w miednicy powstaje przy tak zwanym treningu
czystości. Matka czy najbliżsi podczas nauki korzystania z nocnika często
wiedzą za dziecko i wpływają na tempo nauki korzystania z nocnika. Dziecko może
zacisnąć pośladki, mięśnie nóg i przestać czuć, kiedy mu się naprawdę chce
siku. Nie wie kiedy chce iść do łazienki. Ale wie, kiedy opiekun chce, żeby
poszło, bo na przykład czas wyjść na podwórko.
Dziecko ma dobrze
rozwinięty zmysł obserwacji i szybko dochodzi do wniosku, że kontrola
ciała się opłaca. Zaczyna się kontakt z ciałem na poziomie władzy i rozkazu.
Takie odcięcie od miednicy może być długotrwałe?
Tak, bo jest to chroniczne napięcie mięśni dna miednicy. Na
szczęście są sposoby, by rozluźnić te obszary i wprowadzić nowy wzorzec.
Trudniej jest pracować z napięciem powstałym na skutek bicia w pupę czy
nadużyć. Ślady takich przeżyć możemy wprost widzieć w ciele. W staniu bokiem,
możemy zobaczyć albo nadmiernie wysunięte pośladki albo wręcz przeciwnie -
schowane tak, jakbyśmy podkulali ogon. Ciało nie kłamie. Wszystkie nasze
doświadczenia są w nim zapisane i mają znaczenie.
Obszar miednicy ma jeszcze całą nadbudowę kulturową.
Dziewczynki mają mieć nóżki razem. W pociągu mężczyźni
rozwalają nogi na pół przedziału, a kobiety siedzą z nogą przy nodze. To już
utrwalanie wzorca. Coś, co się wydarzyło incydentalnie lub chronicznie, potem
jest utrwalane wzorcem kulturowym.
Zdrada siebie w zamian za zadowolenie rodzica może też
zapisać się w ciele w innych obszarach.
Weźmy bardziej rozwinięte cztero-, pięcioletnie dziecko.
Rodzic mówi do niego wciągnij brzuszek albo jak ty chodzisz - cokolwiek co jest
dla niego ważne, to dziecko myśli sobie ojej, mój brzuszek jest okropny. I
próbuje na siebie wpływać. Tylko dlatego, że czuje się nieprzyjęte takie, jakie
jest. Czuje się odrzucone.
Masuję czasem osoby, i to nie tylko kobiety ale i mężczyzn,
co ciekawe, których ciało zdaje się mówić, że żyją wyłącznie po to, żeby zadowolić
innych. Niezwykle smutne to odczucie. Kobiety potem wybierają sobie partnerów,
którzy podtrzymują ich w przekonaniu, że brzuszek nie taki.
Taka kobieta musiała przejść w dzieciństwie trening, o
którym mówiłyśmy. Inna powiedziałaby Jak on śmie! Czy ja na pewno jestem z
właściwym mężczyzną? Mój brzuch jest OK, jest mój. Właśnie to są reakcje
naturalne!
Trening w dzieciństwie podtrzymany presją społeczną,
wizerunkiem kobiety w mediach, jest wielki i wmawia, że to ze mną jest coś nie
tak.
Rodzic krok po kroku uczy jak być kimś innym, według niego
lepszym i dziecko zdradza siebie, by w końcu uwierzyć, że Ja jestem nikim.
Odrzucone przez siebie dziecko żyje na rzecz wyobrażeń i
potrzeb rodziców. Odcina się od siebie, od własnego serca. Jest to niezwykle
potężne odcięcie, jedno z najdotkliwszych. Najdotkliwsza z ran. Wielu dorosłych
ją nosi. Bo cóż mi zostanie jak przestanę udawać, grać. Skoro wtedy mnie
odrzucono, to znaczy, że były powody, że nie byłem dość dobry, że jestem nikim.
Taki człowiek zaczyna być aktorem. Gra nawet dla siebie.
Bo ten aktor jest lepszy niż ja. Fałszywe ja uratowało nam
kiedyś życie. Było czymś, za co byliśmy chwaleni i doceniani. Wobec tego
prawdziwe ja nie wie jak funkcjonować.
Żeby porzucić zawód aktora trzeba zmienić centrum dowodzenia
z głowy na ciało.
I pierwszym punktem zmiany jest: poczuć ciało. Rozumieć, co
ono do ciebie mówi. Dopiero potem oddać mu władzę.
Dla wielu ludzi to całkowita abstrakcja.
To musi być abstrakcja, bo ciało naprawdę jest zamrożone.
Zanim jeszcze zajęłam się bioenergetyką Lowena, pracowałam jako
fizjoterapeutka. I to, co teraz powiem może być niełatwe do przyjęcia, ale to
właśnie odczucie bólu potrafi przywołać
nas do swego ciała. Daje kontakt z ciałem, powoduje, że wreszcie czujemy.
Zdarzało się, że pacjenci mówili niech boli, bo ja czuję, że mi puszcza, a
bardziej świadomi - czuję, że żyję. Miałam falę pacjentów z betonowym, twardym,
naładowanym ciałem, w które można było pukać. Często to ciało nie czuło nic
nawet, kiedy wkładałam w nie łokieć! Odcięcie od bólu oznacza odcięcie od
przyjemności.
Doświadczałam podobnych reakcji u swoich klientów. Gdyby
ktoś zobaczył mnie z boku pomyślałby, że chcę zrobić krzywdę osobie na stole. A
ja patrzyłam na jej twarz i nie było tam nawet cienia bólu.
Dla mnie, paradoksalnie, ból przez wiele lat był nie tylko
wskaźnikiem medycznym – co zrobić, a czego nie. Ból dawał mi kontakt z
człowiekiem i jego granicami, a człowiekowi z samym sobą. Jako dzieci nie
byliśmy w stanie regulować bólu więc musieliśmy go zamrażać. Teraz jesteśmy
dorośli możemy czuć ból wiedząc, że wiemy jak o siebie zadbać w sytuacji bólu i
że możemy wycofać się z takiej sytuacji. To samo dotyczy też innych uczuć
zwłaszcza złości czy strachu. Sztuką jest by je czuć, by zwiększać tolerancję
na przeżywanie trudnych uczuć i móc je wyrażać bez konieczności zamrażania ich.
W metodzie Lowena też pracuje się z bólem.
Lowen mówi, że nie możesz się śmiać w pełni nie umiejąc
szlochać, nie możesz się radować nie umiejąc się złościć, nie możesz oddać się
przyjemności zamrażając ból. Czyli nie da się czuć tylko dobrych emocji mając
odcięte te trudne.
Dlatego w bioenergetyce Lowena dotykamy napięć. Po pierwsze
dlatego, żeby poczuć, że mamy napięcia. Zamiast nic nie czuję, nagle pojawia
się o rany, czuję napięcie albo co to tutaj tak mnie boli. Ważne, by poczuć, że
mam napięcie, poczuć skąd jest i czy coś za nim idzie. Jeśli nie, idziemy krok
dalej – co mogę zrobić z tym napięciem? Zareagować na nie. Jak? Tak jak mi przychodzi.
Jeśli jestem tylko troszeczkę otwarty, to coś mi przyjdzie. Jeśli osoba jest
totalnie odcięta od siebie, to podpowiadam. Jak możesz zareagować? Zezłościć
się, że ktoś mi zadaje ból, albo zapłakać, albo współczuć sobie. Czyli
zareagować. To pierwsze i najważniejsze w metodzie Lowena. Zareagować!
Odtworzyć swoje naturalne, pierwotne reakcje, poczuć impulsy. Płacz, głód,
agresja, popęd – to jest ludzkie!
I tak możemy zacząć powoli rozmrażać ciało, przywracać do
czucia odcięte obszary. Zaczynamy wpuszczać do ciała życie.
*Marzena Barszcz - fizjoterapeutką, masażystką, terapeutka
manualną. Obecnie kończy w Stanach Zjednoczonych szkolenie na terapeutkę
bioenergetyki Lowena na Florida Society for Bioenergetic Analysis. Więcej o
Marzenie i jej pracy na stronie www.psychoterapiaprzezcialo.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz